Hania – od urodzenia spokojna, w domu odważna i radosna, poza domem cicha i wycofana. Rozwijała się prawidłowo, ciąża i poród również przebiegały bez zastrzeżeń. Pierwsze słowa pojawiły się w odpowiednim czasie. Tak naprawdę, Hania mówiła bez przerwy. Czasami wręcz nie dawała dojść do głosu. Niestety, wychodząc poza dom, w obecności innych osób milczała. Nigdy nie odpowiadała na „zaczepki” wujków i ciotek, nie wspominając już o osobach nieznajomych. Jedynymi osobami, które znały jej głos, byli rodzice i dziadkowie. Na placu zabaw, mając do wyboru dwie piaskownice: z dziećmi i pustą, wybierała tą drugą. Nie bawiła się z dziećmi, jedynie je obserwowała. Tłumaczyliśmy to jej nieśmiałością, stwierdziliśmy, że otworzy się na dzieci w przedszkolu, a na dorosłych przyjdzie czas.
Mając trzy lata Hania zaczęła uczęszczać do przedszkola integracyjnego. Nasze rozstania były koszmarem. Wyrywanie z rąk, płacz… Wiedziałam jednak, że dzieci mogą tak reagować na rozstania. Byłam silna i konsekwentnie kontynuowałam przyprowadzanie córki do placówki.
Często pytałam, jak wyglądają relacje córki z innymi dziećmi. Niestety, w tej kwestii nic nie zmieniało się. Hania nadal nie komunikowała się ani nie brała udziału w żadnych aktywnościach. Zawsze charakterystyczna twarz – bez wyrazu, tzw. „kamienna mina”. Zapytana kiwała głową, niezapytana czy chce pić – nie piła, niezapytana czy chce iść do toalety – przemaczała bieliznę. Jeśli nikt nie zauważył tego, odbierałam ją zziębniętą. Podczas zabaw swobodnych stała pośrodku sali bądź pokładała się na dywanie. Pomimo propozycji pań włączenia się do zabawy nie reagowała. Czekała zawsze grzecznie na polecenie bądź zgodę nauczyciela. Tłumaczyłam to sobie jako coś przejściowego, nie widząc dokładnie problemu z bliska. Nauczycielki uspokajały mnie, że to minie. Pani psycholog również nie widziała problemu. Moja czujność tymczasowo została uśpiona.
Zawsze po powrocie z przedszkola Hania „eksplodowała”. Wyrzucała z siebie wszystkie emocje duszone przez pół dnia. Często popadała w histerie. Dodatkowo urodziła jej się siostra. Koszmar zwiększył się. Negatywne emocje nasiliły się. Zrezygnowałam z przedszkola.
W wieku 4 lat córka ponownie poszła do przedszkola, innego przedszkola. Po cichu liczyłam na to, że problem zniknie oraz że obecność nowych dzieci pomoże jej otworzyć się. Nic bardziej mylnego. Po miesiącu dostałam telefon od przedszkolnej pani psycholog z prośbą o spotkanie. Powiedziała, że czas adaptacji minął a Hania nie odezwała się w tym czasie do nikogo. Jak grom z nieba strzeliło we mnie hasło: MUTYZM WYBIÓRCZY.
Na konsultacje z panią psycholog szłam już tylko po to, aby utwierdzić się w tym przekonaniu. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? Czemu dałam zamydlić sobie oczy? Bardzo długo zarzucałam to sobie oraz specjalistom z poprzedniej placówki. Jednak teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Musiałam zacząć działać!
Przedszkolna psycholog bardzo nam pomogła. Przede wszystkim podała namiary na grupę dyskusyjną na Facebooku. Było to tak naprawdę najlepsze źródło informacji. Wypowiadali się tam nauczyciele, psychologowie a przede wszystkim rodzice opisujący swoje spostrzeżenia, przeżycia i porady. Uczestniczyłam w spotkaniu z tymi osobami i z niedowierzaniem słuchałam podobnych historii do naszej. Znajdowałam tam największe pocieszenie i oparcie. Przede wszystkim jednak poznałam metodę sliding in, tzw. metodę małych kroczków, dzięki której mogłam pomóc Hani.
Chciałabym uprzedzić, iż realizacja niżej opisanej przeze mnie metody nieco odbiega od „oryginału „. Jednym z założeń tej metody jest wspólne ustalenie kroków jakie chcemy zrealizować. Ja kierowałam się wyczuciem, jednak gorąco zachęcam do realizacji szczegółowego planu w połączeniu ze wspomnianą intuicją.
Leczenie lęku powinno odbywać się w miejscu jego występowania. W naszym przypadku było to przedszkole. Założeniem metody sliding in jest, aby odbywała się ona z osobą, przy której dziecko czuje się bezpiecznie. Za zgodą pani dyrektor przychodziłam do przedszkola mniej więcej 3-4 razy w tygodniu na ok.15 min. Jeszcze w szatni Hania rozmawiała ze mną szeptem. Każde jej zdanie było mocno przemyślane i uprzedzone rozejrzeniem się czy nikt jej przypadkiem nie usłyszy. Jednak, zaraz po przekroczeniu progu pustej jeszcze sali przedszkolnej milkła. Za pierwszym razem moje propozycje zabaw spotkały się z odrzuceniem (Hania kiwała głową nie zgadzając się). Byłam ostrożna a zarazem kierowałam się wyczuciem. Na kolejnych zajęciach córka zaczęła otwierać się i ze znaną mi z szatni ostrożnością mówić. Umówiona ze mną pani wychowawczyni „przypadkowo” wchodziła po długopis, książkę itp. Początkowo córka milkła na widok nauczycielki, ale z dnia na dzień zapominała się. Po kilku spotkaniach zapytałam ją czy chce pobawić się z wybraną koleżanką. Odpowiedź była pozytywna.
Bazowałyśmy na różnego rodzaju grach i zabawach. Kiedy widziałam, że córka czuje się bezpiecznie, zapraszałyśmy (za jej zgodą) kolejną koleżankę bądź kolegę. Nauczyciel co zajęcia sukcesywnie przychodził do sali. W końcu za zgodą Hani nauczyciel włączył się do zabawy. Córka z ostrożnością zaczęła odzywać się, a ja z niedowierzaniem i ukrywaną radością słuchałam. W ten sposób dotarłyśmy do całej grupy. Moja rola w przedszkolu powoli kończyła się. Dodatkowo częściej proponowałam Hani samodzielne zakupy (nic na siłę). Zapraszałyśmy koleżanki z przedszkola do domu. W przypadku ostatniej czynności córka już na pierwszym spotkaniu nagle zaczęła mówić, a właściwie to kłócić się z koleżanką. Płakałam z radości.
W międzyczasie wizyta u psychologa, skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu do psychiatry. Wywiad ze mną i z Hanią pozwolił potwierdzić diagnozę – mutyzm wybiórczy. W poradni psychologiczno-pedagogicznej złożyłam wniosek o uzyskanie wczesnego wspomagania rozwoju. Komisja orzekająca przyznała go córce. Dzięki uzyskanemu dokumentowi zalecono jej integrację sensoryczną (dzieciom z MW często towarzyszy napięcie i sztywność ze względu na paraliżujący je strach), terapię ręki i spotkania z psychologiem.
Minęły dwa lata. Obecnie Hania uczestniczy w zabawach, rozmawia z wybranymi dziećmi w przedszkolu, zgłasza się do odpowiedzi (mówiąc jeszcze trochę za cicho), zgłasza się do przedszkolnych konkursów, potrafi kupić coś w sklepie. Zrobiła wielki krok małymi kroczkami.
Mama Hani